niedziela, 22 listopada 2015

2. Nie taka zwyczajna poimprezowa amnezja - Zuzka

Kiedy uświadamiasz sobie, że noc była epicka wciąż masz nieskoordynowane ruchy i spadasz z łóżka, a nad twoją głową rozbrzmiewa budzik wiesz, że to kac.
Niezdarnie wygrzebałam się z kołdry i wyłączyłam drażniący dźwięk. Z trudem wstałam z podłogi i dotarłam do łazienki. Po drodze potknęłam się o koparkę młodszego brata. Super. Nie będę mogła ubrać sukienki na rozpoczęcie roku z siniakiem na łydce. Chyba, że ubiorę zakolanówki. Zamknęłam drzwi łazienki i zapaliłam światło. Odkręciłam zimną wodę i obmyłam w niej twarz. Od razu lepiej. Wytarłam twarz ręcznikiem. W lustrze zobaczyłam swoją bladą twarz z podkrążonymi oczami. Nie było tak źle. Poza tą malinką na szyi. No, nie. Co ja wczoraj robiłam? Nic nie pamiętam. Tylko tyle, że dotarliśmy na imprezę. Co było dalej? Spadłam z łóżka. Dobrze, że z własnego.
Otworzyłam szafkę z lekami i gwizdnęłam tacie żel na urazy. Nałożyłam go na soczyście różową malinkę. Komu ja się tak dałam?
Wychodząc z łazienki wpadłam na rodziców, którzy zabawiali się na kuchennym stole.
- Ej, no! Tam się spożywa posiłki - zawołałam. - Sypialnię macie obok.
Zanim się zorientowali wróciłam do pokoju. Pościeliłam łózko. Cóż, na kaca najlepsza jest praca, więc trzeba skompletować outfit na rozpoczęcie roku szkolnego. Otworzyłam szafę. Drewniane drzwiczki nieprzyjemnie zaskrzypiały. Skrzywiłam się.
Wyjęłam z szafy bordową skórzaną spódnicę, koronkową kremową koszulkę na ramiączkach i wiązane jasnobeżowe botki bez palców. Zapowiadała się ładna pogoda.

Usłyszałam pukanie do drzwi. Zanim zdążyłam odpowiedzieć, w drzwiach pokazała się głowa Mariusza, który od szesnastu lat zastępował mi ojca. Traktuję go jak mojego tatę. Nawet przyjęłam jego nazwisko.
- Mogę? - zapytał.
- Jasne, tato - odpowiedziałam.
Wszedł do środka. Był ubrany w niebieską koszulkę polo i spodnie od pidżamy w kratę. Był boso.
- Zdawało mi się czy jak wychodziłaś z łazienki miałaś malinkę na szyi? - zapytał niepewnie.
Momentalnie dotknęłam szyi. Skoro mów w czasie przeszłym to znaczy, że już jej nie ma.
- Nie no co ty. Nic tu nie było - zmieszałam się i oblałam soczystym rumieńcem.
- Mam cię - zaśmiał się. - Jak ma na imię?
Udałam, że strzepuję z koronkowej koszulki sierść naszego kota Frankenstein'a. Kiedy mama przygarnęła tego rudzielca miał sfilcowaną sierść.
- Nie chcesz mi chyba powiedzieć, że chłopak nie ma imienia... No chyba, że boisz się powiedzieć, że to dziewczyna - mówił tata udając poważnego rodzica.
Prychnęłam.
- To nie dziewczyna - odparłam, stanowczo dając do zrozumienia, że nie jestem inna. - A chłopak nie ma imienia, bo nie wiem który to,
Mina taty bezcenna.
- To był gruby melanż - podsumował po chwili milczenia. - Zawiozę cię do szkoły. Ubierz się i chodź na śniadanie.
Wyszedł zamykając drzwi za sobą.
Rzeczywiście trochę przegięłam.
Wzięłam ręcznik i poszłam pod prysznic. Wracając nie wpadłam już na rodziców kochających się na stole. I dobrze. Marny widok wiedzieć starych w akcji. Mama była w swoim kaszmirowym szlafroku, który wyczaiła w lumpeksie. Twierdziła, że w sklepach z odzieżą używaną można znaleźć też markowe ciuchy znanych projektantów. Czasem w ogóle nie używane. Raz wyczaiła kostium Madonny z 93' , ale nigdy go nie ubrała. Tata z kolei był kompletnie ubrany. Mama musiała mu tylko poprawić krawat. Ciekawe gdzie się wybiera.
- Tato, idziesz do kościoła? - zapytałam mierząc go od stóp do głów.
Pytanie był równie nie na miejscu jak jego strój. Nigdy nie byliśmy w kościele, chyba, że zwiedzać zabytki architektoniczne. Mama uważała, że wiara w coś przez wielkie C jest irracjonalna i bezsensowna. Mawiała, że ludzie to sobie wymyślili, aby mieć jakiś sens życia.
- Nie. Jestem umówiony z notariuszem o przedłużenie dzierżawy lokalu do szkoły tańca - wyjaśnił tata.
Wzruszyłam ramionami i poszła do siebie. Mój telefon wręcz podskakiwał na biurku od przychodzących na niego powiadomień z messengera. Cztery do Felicji. Kliknęłam w ikonkę zdjęcia.

 
8.13am:
FNela: Zuzka, nie wiem jak ty, ale
ja nie pamiętam połowy wczorajszej nocy. Pamiętam,
jak o drugiej byłyśmy u mamy z Anką
i Matim, a potem nic...
8.24am:
FNela: Mati wrócił do domu
godzinę temu.
8.25am:
FNela: Zuzka? Jesteś tam?
8.36am:
FNela: Z
FNela: Zuza! Kurwa!
8.37am:
JapkoZuzu: No jestem, jestem
8.39am:
JapkoZuzu: To my byłyśmy u Twojej
mamy w nocy?
8.41am:
FNela: No tak. Tomek rozbił nad głową
Anki butelkę wódki i odłamek trafił ją w
ramię. Pamiętasz? Mama musiała szyć.
8.45am:
JapkoZuzu: Co ty! Pamiętam tylko
jak dotarłyśmy na imprezę. Potem
film mi się urwał.
8.46am:
FNela: Najebałaś się przed imprezą.
Wszystko jasne. Dobra, śmigam się ubrać 9:15
przed szkołą?
8.47am:
JapkoZuzu: Ok, paśki
8.48am:
FNela: Narty.
Punktualnie o 9:15 Mariusz przywiózł mnie pod szkołę. Nie mógł się w tym miejscu zatrzymywać więc szybko wyskoczyłam z auta rzucając mu krótkie "pa". Wbiegłam po schodach tak szybko na ile pozwalały mi obcasy. Zanim otworzyłam drzwi do budynku szkoły ubiegł mnie Błażej, u którego była wczoraj impreza. Nawet po całonocnym melanżu wyglądał jak grecki bóg.
- Cześć - przywitał mnie uśmiechając się łobuzersko.
- Heej - mruknęłam.
Otworzył drzwi i weszliśmy do środka.
- Dałaś wczoraj czadu na imprezie - oznajmił. Miałam wrażenie, że próbuje powstrzymać śmiech.
- Może mnie oświecisz? - poprosiłam.
Popatrzył znacząco na moje piersi. Bezczelny. Rozmawia ze mną i ma tyle szacunku do mnie, że gapi mi się na cycki.
- Oczy mam wyżej - przypomniałam.
- Nic nie pamiętasz? - posmutniał.
Pokręciłam głową.
- Wskoczyłaś toples do basenu - odparł w końcu.
- No fajnie. Z dwadzieścia osób widziało moje cycki - mruknęłam jeszcze bardziej zła na to, że znowu się najebałam.
Błażej wywrócił oczami.
- Nie dramatyzuj. Z pięć osób to może pamięta - pocieszył mnie. - A moim skromnym zdaniem masz bardzo ładne piersi.
Próbował być słodki i czuły.
- Zdarzyło się jeszcze coś o czym powinnam wiedzieć? - warknęłam. Chyba trochę za ostro, bo zwiększył dzielącą nas przestrzeń.
- Powinnaś wiedzieć, że wylądowałaś ze mną w moim łóżku... Ale nic się nie wydarzyło - zaoponował szybko widząc moją przerażoną minę.- Całowaliśmy się tylko. Z resztą gdyby miało się coś wydarzyć to wolałbym abyś była mniej nawalona niż wczoraj. Najlepiej wcale.
Zatrzymałam się i stając na palcach cmoknęłam go w policzek.
- Dzięki. Kochany jesteś. Muszę lecieć do dziewczyn. Pa.
Odwróciłam się na pięcie i poszłam do Anki i Felicji, które stały przy drzwiach sekretariatu. Felicja jak zwykle była ubrana elegancko.

Anka ubrała się w zwyczajną małą czarną.
- Cześć, laski! - Dem i Mati są już w auli?
Anka zaczęła rozglądać się jakby przyłapano ją na gorącym uczynku. Nie wiem czy jest coś bardziej kompromitującego od striptizu nad basenem, ale pewnie tak było.
- Chłopaków jeszcze nie ma - odpowiedziała mi Felicja wręczając kawę. - Mamy dość spory problem.
- Bezkofeinowa na chudym mleku? - zapytałam nagle jakoś niebiańsko wdzięczna za kawę. Blondynka skinęła głową. - Jesteś kochana. jaki problem?
Felicja wzięła szarą podstawkę, na której były jeszcze dwie kawy, a obok nich śmietanka i dwa rodzaje cukru.
- Anka ci powie - odparła szybko. - Ja muszę zająć się swoją kampanią wyborczą. Idę przywitać nowych.
Poszła w stronę schodów gdzie stał chłopak i dziewczyna. Byli bardzo podobni do siebie.
- Nie wierzę, że w takiej sytuacji ona zajmuje się wyborami do samorządu - westchnęła Ania nerwowo okręcając sobie kosmyk włosów wokół palca.
- To przecież Felicja, Nawet jak spadłby meteoryt to ona i tak chodziłaby po szkole i rozdawała zaproszenia na imprezy. - Wzruszyłam ramionami. - O co chodzi?
Dziewczyna znów rozejrzała się nerwowo po korytarzu.
- Wczoraj na imprezie, kiedy ty poszłaś na górę z Błażejem Tomek się do mnie dobierał. Broniłam się i rozbiłam na nim butelkę po wódce...
- Felicja pisała, że on to zrobił - przerwałam jej skołowana. - O co tu do cholery chodzi?
- To oficjalna wersja. W każdym razie kiedy rozbiłam tą butelkę zraniłam i jego i siebie. - Przełknęła głośno ślinę. - Wtedy przybiegł Mati. Kiedy go zostawiliśmy takiego zakrwawionego żył i normalnie się poruszał. Wrzeszczał, że jeszcze nas dopadnie. Dziś rano dzwoniła do Mateusza matka Tomka, że ten jeszcze nie wrócił do domu.
Była naprawdę przerażona. Anka zawsze panikowała, ale to była naprawdę poważna sprawa. Tomek nigdy nie należał do grzecznych dzieci, a teraz jeszcze zniknął.
- Nie ma co się martwić. - Usłyszałam za sobą Dema. - Wiemy jaki jest Tomek. Zapewne zaraz się pojawi.
- Albo jutro z wielkim hukiem jak to on - dodał Mateusz, który położył ręce na ramionach Anki,jednak ona je zrzuciła i przysunęła się do mnie.
Objęłam ją w pasie i głaskałam jej spięte plecy.
Ta impreza nie należała już do najlepszych.
Dołączyła do nas Felicja prowadząc nowo poznane osoby, które przekupiła kawą i dobrymi manierami.
Poznajcie nowych uczniów 2A - oznajmiła Felicja dumnie unosząc pierś, że taki zaszczyt ją kopnął. - Dominika i Konrad przyjechali do nas z Lublina. Dominiko, Konradzie, poznajcie moje przyjaciółki: Zuzkę i Ankę. Oraz mojego brata i jego kumpla Demetriego. Oni są w klasie maturalnej.
Przywitałyśmy ich od niechcenia. W normalnych okolicznościach nawet bym się ucieszyła, ale teraz moją głowę zaprzątała myśl; "Gdzie jest do cholery Tomek?"
- Przepraszam - powiedziała Anka wyplątując się z moich objęć.
Ruszyła w stronę auli zanim ktokolwiek zdążył zaprotestować. 
- Miała ciężką noc - wyjaśniłam szybko. - Pójdę do niej. Mateusz idziesz ze mną?
- Jasne - zgodził się.
Kiedy oddaliliśmy się na tyle, żeby echo w holu  nie rozniosło naszej rozmowy,zatrzymałam się. Sprawdziłam czy szatnia jest otwarta i wciągnęłam przyjaciela do środka.
- Nie pamiętam nic z wczorajszej imprezy, ale czuje, że wydarzyło się coś więcej niż mój striptiz i akcja z Tomkiem - oznajmiłam krzyżując ręce na piersi. - Co wydarzyło się wczoraj? Chcę wiedzieć wszystko. Od momentu naszego przyjścia na imprezę aż do powrotu do domu.
Mateusz nawet nie próbował kręcić. Też mu to widocznie ciążyło.
Na imprezie Felicja poszła wyrywać chłopaków. Jak to ona. Ja poszłam pić z dziewczynami z drużyny siatkówki. Podobno nawet poszłam w ślinę z kapitanką drużyny. Dem gdzieś zniknął. Twierdził, że on też poszedł pić. Mati i Anka przez godzinę wyjaśniali sobie wszystko. Kiedy wrócił Dem grał z Tomkiem i kilkoma dziewczynami w prawdę czy wyzwanie. Dziewczyny grał jak zwykle licząc, że w wyzwaniach pojawi się pocałunek, z którymś z chłopaków, ale chłopakom chodziło tylko o prawdę. Podobno sprzeczali się o to, że Tomek zmniejszył masę na nielegalnych środkach. Nie Chciał się przyznać, więc Dem stwierdził, że gra dobiegła końca. Potem jak gdyby nigdy nic skakali sobie do basenu. Wydurniali się jak dobrzy kumple. W którymś momencie Tomek gdzieś zniknął. Dopiero po kilku minutach znalazł go z Anką. Wtedy poszli po Dema i Felicję, która znała mnie z Błażejem, W między czasie zamówili taksówkę, którą pojechaliśmy do mamy Mateusza i Felicji. Jako lekarz, zajęła się raną Anki. Nie miała środków przeciwbólowych więc pozwoliła jej wypić wódkę, którą Dem przemycił w plecaku. Nie była zadowolona tą sytuacją. Potem odwiozła nas do domów.
- W każdym razie wydaje mi się, że tak było, bo nie pamiętam momentu, kiedy byliśmy u mamy -sprostował. - Rano obudziłem się na kanapie z Anką u niej w dziennym pokoju.
Zadzwonił jego telefon. Odebrał i powiedział bezgłośnie, że mama. Poczekałam aż skończy rozmawiać.
- I co?
- Felicja została u mamy i wyszła gdzieś o wpół do czwartej. Kiedy mama się zorientowała poszła jej szukać. Znalazła ją pod klatką brudną i zakrwawioną. Mama dla pewności dała resztkę alkoholu do laboratorium. Wykryto narkotyk.
Zatkało mnie.