niedziela, 22 listopada 2015

2. Nie taka zwyczajna poimprezowa amnezja - Zuzka

Kiedy uświadamiasz sobie, że noc była epicka wciąż masz nieskoordynowane ruchy i spadasz z łóżka, a nad twoją głową rozbrzmiewa budzik wiesz, że to kac.
Niezdarnie wygrzebałam się z kołdry i wyłączyłam drażniący dźwięk. Z trudem wstałam z podłogi i dotarłam do łazienki. Po drodze potknęłam się o koparkę młodszego brata. Super. Nie będę mogła ubrać sukienki na rozpoczęcie roku z siniakiem na łydce. Chyba, że ubiorę zakolanówki. Zamknęłam drzwi łazienki i zapaliłam światło. Odkręciłam zimną wodę i obmyłam w niej twarz. Od razu lepiej. Wytarłam twarz ręcznikiem. W lustrze zobaczyłam swoją bladą twarz z podkrążonymi oczami. Nie było tak źle. Poza tą malinką na szyi. No, nie. Co ja wczoraj robiłam? Nic nie pamiętam. Tylko tyle, że dotarliśmy na imprezę. Co było dalej? Spadłam z łóżka. Dobrze, że z własnego.
Otworzyłam szafkę z lekami i gwizdnęłam tacie żel na urazy. Nałożyłam go na soczyście różową malinkę. Komu ja się tak dałam?
Wychodząc z łazienki wpadłam na rodziców, którzy zabawiali się na kuchennym stole.
- Ej, no! Tam się spożywa posiłki - zawołałam. - Sypialnię macie obok.
Zanim się zorientowali wróciłam do pokoju. Pościeliłam łózko. Cóż, na kaca najlepsza jest praca, więc trzeba skompletować outfit na rozpoczęcie roku szkolnego. Otworzyłam szafę. Drewniane drzwiczki nieprzyjemnie zaskrzypiały. Skrzywiłam się.
Wyjęłam z szafy bordową skórzaną spódnicę, koronkową kremową koszulkę na ramiączkach i wiązane jasnobeżowe botki bez palców. Zapowiadała się ładna pogoda.

Usłyszałam pukanie do drzwi. Zanim zdążyłam odpowiedzieć, w drzwiach pokazała się głowa Mariusza, który od szesnastu lat zastępował mi ojca. Traktuję go jak mojego tatę. Nawet przyjęłam jego nazwisko.
- Mogę? - zapytał.
- Jasne, tato - odpowiedziałam.
Wszedł do środka. Był ubrany w niebieską koszulkę polo i spodnie od pidżamy w kratę. Był boso.
- Zdawało mi się czy jak wychodziłaś z łazienki miałaś malinkę na szyi? - zapytał niepewnie.
Momentalnie dotknęłam szyi. Skoro mów w czasie przeszłym to znaczy, że już jej nie ma.
- Nie no co ty. Nic tu nie było - zmieszałam się i oblałam soczystym rumieńcem.
- Mam cię - zaśmiał się. - Jak ma na imię?
Udałam, że strzepuję z koronkowej koszulki sierść naszego kota Frankenstein'a. Kiedy mama przygarnęła tego rudzielca miał sfilcowaną sierść.
- Nie chcesz mi chyba powiedzieć, że chłopak nie ma imienia... No chyba, że boisz się powiedzieć, że to dziewczyna - mówił tata udając poważnego rodzica.
Prychnęłam.
- To nie dziewczyna - odparłam, stanowczo dając do zrozumienia, że nie jestem inna. - A chłopak nie ma imienia, bo nie wiem który to,
Mina taty bezcenna.
- To był gruby melanż - podsumował po chwili milczenia. - Zawiozę cię do szkoły. Ubierz się i chodź na śniadanie.
Wyszedł zamykając drzwi za sobą.
Rzeczywiście trochę przegięłam.
Wzięłam ręcznik i poszłam pod prysznic. Wracając nie wpadłam już na rodziców kochających się na stole. I dobrze. Marny widok wiedzieć starych w akcji. Mama była w swoim kaszmirowym szlafroku, który wyczaiła w lumpeksie. Twierdziła, że w sklepach z odzieżą używaną można znaleźć też markowe ciuchy znanych projektantów. Czasem w ogóle nie używane. Raz wyczaiła kostium Madonny z 93' , ale nigdy go nie ubrała. Tata z kolei był kompletnie ubrany. Mama musiała mu tylko poprawić krawat. Ciekawe gdzie się wybiera.
- Tato, idziesz do kościoła? - zapytałam mierząc go od stóp do głów.
Pytanie był równie nie na miejscu jak jego strój. Nigdy nie byliśmy w kościele, chyba, że zwiedzać zabytki architektoniczne. Mama uważała, że wiara w coś przez wielkie C jest irracjonalna i bezsensowna. Mawiała, że ludzie to sobie wymyślili, aby mieć jakiś sens życia.
- Nie. Jestem umówiony z notariuszem o przedłużenie dzierżawy lokalu do szkoły tańca - wyjaśnił tata.
Wzruszyłam ramionami i poszła do siebie. Mój telefon wręcz podskakiwał na biurku od przychodzących na niego powiadomień z messengera. Cztery do Felicji. Kliknęłam w ikonkę zdjęcia.

 
8.13am:
FNela: Zuzka, nie wiem jak ty, ale
ja nie pamiętam połowy wczorajszej nocy. Pamiętam,
jak o drugiej byłyśmy u mamy z Anką
i Matim, a potem nic...
8.24am:
FNela: Mati wrócił do domu
godzinę temu.
8.25am:
FNela: Zuzka? Jesteś tam?
8.36am:
FNela: Z
FNela: Zuza! Kurwa!
8.37am:
JapkoZuzu: No jestem, jestem
8.39am:
JapkoZuzu: To my byłyśmy u Twojej
mamy w nocy?
8.41am:
FNela: No tak. Tomek rozbił nad głową
Anki butelkę wódki i odłamek trafił ją w
ramię. Pamiętasz? Mama musiała szyć.
8.45am:
JapkoZuzu: Co ty! Pamiętam tylko
jak dotarłyśmy na imprezę. Potem
film mi się urwał.
8.46am:
FNela: Najebałaś się przed imprezą.
Wszystko jasne. Dobra, śmigam się ubrać 9:15
przed szkołą?
8.47am:
JapkoZuzu: Ok, paśki
8.48am:
FNela: Narty.
Punktualnie o 9:15 Mariusz przywiózł mnie pod szkołę. Nie mógł się w tym miejscu zatrzymywać więc szybko wyskoczyłam z auta rzucając mu krótkie "pa". Wbiegłam po schodach tak szybko na ile pozwalały mi obcasy. Zanim otworzyłam drzwi do budynku szkoły ubiegł mnie Błażej, u którego była wczoraj impreza. Nawet po całonocnym melanżu wyglądał jak grecki bóg.
- Cześć - przywitał mnie uśmiechając się łobuzersko.
- Heej - mruknęłam.
Otworzył drzwi i weszliśmy do środka.
- Dałaś wczoraj czadu na imprezie - oznajmił. Miałam wrażenie, że próbuje powstrzymać śmiech.
- Może mnie oświecisz? - poprosiłam.
Popatrzył znacząco na moje piersi. Bezczelny. Rozmawia ze mną i ma tyle szacunku do mnie, że gapi mi się na cycki.
- Oczy mam wyżej - przypomniałam.
- Nic nie pamiętasz? - posmutniał.
Pokręciłam głową.
- Wskoczyłaś toples do basenu - odparł w końcu.
- No fajnie. Z dwadzieścia osób widziało moje cycki - mruknęłam jeszcze bardziej zła na to, że znowu się najebałam.
Błażej wywrócił oczami.
- Nie dramatyzuj. Z pięć osób to może pamięta - pocieszył mnie. - A moim skromnym zdaniem masz bardzo ładne piersi.
Próbował być słodki i czuły.
- Zdarzyło się jeszcze coś o czym powinnam wiedzieć? - warknęłam. Chyba trochę za ostro, bo zwiększył dzielącą nas przestrzeń.
- Powinnaś wiedzieć, że wylądowałaś ze mną w moim łóżku... Ale nic się nie wydarzyło - zaoponował szybko widząc moją przerażoną minę.- Całowaliśmy się tylko. Z resztą gdyby miało się coś wydarzyć to wolałbym abyś była mniej nawalona niż wczoraj. Najlepiej wcale.
Zatrzymałam się i stając na palcach cmoknęłam go w policzek.
- Dzięki. Kochany jesteś. Muszę lecieć do dziewczyn. Pa.
Odwróciłam się na pięcie i poszłam do Anki i Felicji, które stały przy drzwiach sekretariatu. Felicja jak zwykle była ubrana elegancko.

Anka ubrała się w zwyczajną małą czarną.
- Cześć, laski! - Dem i Mati są już w auli?
Anka zaczęła rozglądać się jakby przyłapano ją na gorącym uczynku. Nie wiem czy jest coś bardziej kompromitującego od striptizu nad basenem, ale pewnie tak było.
- Chłopaków jeszcze nie ma - odpowiedziała mi Felicja wręczając kawę. - Mamy dość spory problem.
- Bezkofeinowa na chudym mleku? - zapytałam nagle jakoś niebiańsko wdzięczna za kawę. Blondynka skinęła głową. - Jesteś kochana. jaki problem?
Felicja wzięła szarą podstawkę, na której były jeszcze dwie kawy, a obok nich śmietanka i dwa rodzaje cukru.
- Anka ci powie - odparła szybko. - Ja muszę zająć się swoją kampanią wyborczą. Idę przywitać nowych.
Poszła w stronę schodów gdzie stał chłopak i dziewczyna. Byli bardzo podobni do siebie.
- Nie wierzę, że w takiej sytuacji ona zajmuje się wyborami do samorządu - westchnęła Ania nerwowo okręcając sobie kosmyk włosów wokół palca.
- To przecież Felicja, Nawet jak spadłby meteoryt to ona i tak chodziłaby po szkole i rozdawała zaproszenia na imprezy. - Wzruszyłam ramionami. - O co chodzi?
Dziewczyna znów rozejrzała się nerwowo po korytarzu.
- Wczoraj na imprezie, kiedy ty poszłaś na górę z Błażejem Tomek się do mnie dobierał. Broniłam się i rozbiłam na nim butelkę po wódce...
- Felicja pisała, że on to zrobił - przerwałam jej skołowana. - O co tu do cholery chodzi?
- To oficjalna wersja. W każdym razie kiedy rozbiłam tą butelkę zraniłam i jego i siebie. - Przełknęła głośno ślinę. - Wtedy przybiegł Mati. Kiedy go zostawiliśmy takiego zakrwawionego żył i normalnie się poruszał. Wrzeszczał, że jeszcze nas dopadnie. Dziś rano dzwoniła do Mateusza matka Tomka, że ten jeszcze nie wrócił do domu.
Była naprawdę przerażona. Anka zawsze panikowała, ale to była naprawdę poważna sprawa. Tomek nigdy nie należał do grzecznych dzieci, a teraz jeszcze zniknął.
- Nie ma co się martwić. - Usłyszałam za sobą Dema. - Wiemy jaki jest Tomek. Zapewne zaraz się pojawi.
- Albo jutro z wielkim hukiem jak to on - dodał Mateusz, który położył ręce na ramionach Anki,jednak ona je zrzuciła i przysunęła się do mnie.
Objęłam ją w pasie i głaskałam jej spięte plecy.
Ta impreza nie należała już do najlepszych.
Dołączyła do nas Felicja prowadząc nowo poznane osoby, które przekupiła kawą i dobrymi manierami.
Poznajcie nowych uczniów 2A - oznajmiła Felicja dumnie unosząc pierś, że taki zaszczyt ją kopnął. - Dominika i Konrad przyjechali do nas z Lublina. Dominiko, Konradzie, poznajcie moje przyjaciółki: Zuzkę i Ankę. Oraz mojego brata i jego kumpla Demetriego. Oni są w klasie maturalnej.
Przywitałyśmy ich od niechcenia. W normalnych okolicznościach nawet bym się ucieszyła, ale teraz moją głowę zaprzątała myśl; "Gdzie jest do cholery Tomek?"
- Przepraszam - powiedziała Anka wyplątując się z moich objęć.
Ruszyła w stronę auli zanim ktokolwiek zdążył zaprotestować. 
- Miała ciężką noc - wyjaśniłam szybko. - Pójdę do niej. Mateusz idziesz ze mną?
- Jasne - zgodził się.
Kiedy oddaliliśmy się na tyle, żeby echo w holu  nie rozniosło naszej rozmowy,zatrzymałam się. Sprawdziłam czy szatnia jest otwarta i wciągnęłam przyjaciela do środka.
- Nie pamiętam nic z wczorajszej imprezy, ale czuje, że wydarzyło się coś więcej niż mój striptiz i akcja z Tomkiem - oznajmiłam krzyżując ręce na piersi. - Co wydarzyło się wczoraj? Chcę wiedzieć wszystko. Od momentu naszego przyjścia na imprezę aż do powrotu do domu.
Mateusz nawet nie próbował kręcić. Też mu to widocznie ciążyło.
Na imprezie Felicja poszła wyrywać chłopaków. Jak to ona. Ja poszłam pić z dziewczynami z drużyny siatkówki. Podobno nawet poszłam w ślinę z kapitanką drużyny. Dem gdzieś zniknął. Twierdził, że on też poszedł pić. Mati i Anka przez godzinę wyjaśniali sobie wszystko. Kiedy wrócił Dem grał z Tomkiem i kilkoma dziewczynami w prawdę czy wyzwanie. Dziewczyny grał jak zwykle licząc, że w wyzwaniach pojawi się pocałunek, z którymś z chłopaków, ale chłopakom chodziło tylko o prawdę. Podobno sprzeczali się o to, że Tomek zmniejszył masę na nielegalnych środkach. Nie Chciał się przyznać, więc Dem stwierdził, że gra dobiegła końca. Potem jak gdyby nigdy nic skakali sobie do basenu. Wydurniali się jak dobrzy kumple. W którymś momencie Tomek gdzieś zniknął. Dopiero po kilku minutach znalazł go z Anką. Wtedy poszli po Dema i Felicję, która znała mnie z Błażejem, W między czasie zamówili taksówkę, którą pojechaliśmy do mamy Mateusza i Felicji. Jako lekarz, zajęła się raną Anki. Nie miała środków przeciwbólowych więc pozwoliła jej wypić wódkę, którą Dem przemycił w plecaku. Nie była zadowolona tą sytuacją. Potem odwiozła nas do domów.
- W każdym razie wydaje mi się, że tak było, bo nie pamiętam momentu, kiedy byliśmy u mamy -sprostował. - Rano obudziłem się na kanapie z Anką u niej w dziennym pokoju.
Zadzwonił jego telefon. Odebrał i powiedział bezgłośnie, że mama. Poczekałam aż skończy rozmawiać.
- I co?
- Felicja została u mamy i wyszła gdzieś o wpół do czwartej. Kiedy mama się zorientowała poszła jej szukać. Znalazła ją pod klatką brudną i zakrwawioną. Mama dla pewności dała resztkę alkoholu do laboratorium. Wykryto narkotyk.
Zatkało mnie.

czwartek, 1 października 2015

1. Powoli bo zaboli - Anka

Wyszłam z łazienki ubrana w jeansowe szorty na szelkach i biały T-shirt z ciasteczkowym potworem. Tata akurat stał przy blacie i kroił paprykę do kolacji.
- Tak idziesz na imprezę? - zapytał wskazując na mój strój nożem.
- To imprezeza w plenerze. Nad jeziorem - odparłam zachaczając kciuki za kieszenie jeansów. - Lepiej ubrać się na luzie.
Tata powrócił do krojenia papryki.
- O której wrócisz? - zapytał.
- Mateusz albo Dem odprowadzą mnie koło drugiej - odpowiedziałam i gwizdnęłam tacie kawałek zielonej papryki zanim dostałam po łapach. - Wiem, wiem. Julka ma rozpoczęcie roku o dziewiątej, Eliza o dziesiątej i Kacper o ósmej. Oni sobie poradzą.
- Ja mogę zająć się Antkiem do 8:30. Potem idę do pracy. Karolina się pochorowała - oznajmił tata zdejmując fartuch kuchenny.
- Spoko. Zanim zaprowadzę Julicię to zdąży wrócić Kacper i Elizka jeszcze będzie - powiedziałam. - Gdyby miał wcześniejszy trening mogę Antka wziąć do siebie na rozpoczęcie albo sprzedać Elizie.
- Jesteś pewna, że dacie sobie radę? - zapytał z troską.
- Jak codziennie od dwóch lat. Jesteśmy już dużymi dziećmi - zapewniłam i przytuliłam się do niego.
Pachniał kawą i herbatnikami w czekoladzie. Uwielbiam ten zapach. To zapach domu, spokoju i bezpieczenstwa.
- Dla mnie i tak zasze będziecie małymi księżniczkami - szepnął i pocałował mnie we włosy.
Usłyszeliśmy charakterystyczne pukanie do drzwi. Puk, puk... Puk... Puk, puk. Wymyśliliśmy ten sposób komunikowania się z przyjaciółmi kiedy byliśmy w zerówce i zostało tak do teraz. Mimo zawsze tej samej liczyby zapukań wiedziałam kto puka. Teraz były spokojne i nienatarczywe. To znaczy, że przyszedł Mateusz. Zupełne przeciwieństwo swojej siostry, Felicji Ona wali do drzwi jakby się paliło.
Oderwałam się z uścisku rodziciela i pobiegłam otworzyć. Wpuściłam mojego przyjaciela.
- Cześć, Aniu. - Mateusz cmoknał mnie w policzek na powitanie. - Dobry wieczór, panie Szablewski - przywitał grzecznie mojego tatę, a ja mało co nie wybuchnęłam śmiechem.
Z moich ust wydostało się tylko parsknięcie.
- Cześć. O której zamierzacie przywieźć Ankę? - zapytał tata surowym tonem opierając się plecami o blat stołu. - I w jakim stanie?
Wiążąc buty pokazałam mateuszowi dwa palce aby czasem nie przegiął.
- Koło drugiej i w miarę możliwości bardziej trzeźwą - bąkną szybko Mati.
- No ja myślę, że bardziej trzeźwą - mruknął tata pod nosem. - Bawcie się dobrze.
Pożegnałam się z tatą i wyszłam z Mateuszem z mieszkania. W korytarzu było ciemno. Ktoś znowu wziął sobie żarówkę albo zbił po pijaku. Standart na osiedlu, w którym mieszkam. Dobrze, że chociaż od schodach były okna. Mateusz wziął mnie za rękę.
Spięłam się cała. Nigdy żadnen chłopak nie trzymał mnie za rękę. No chyba, ze w przedszkolu.
- Przeprowadzę Cię - wyjaśnił szybko i delikatnie przesunął kciukiem po moich knykciach uspokajając mnie.
Lubiłam go. Nawet bardzo, ale on traktował mnie tylko jak przyjaciółkę.
Trzymał mnie za rękę nawet na schodach gdzie było już jasno. Nie przeszkadzało mi to. Było miło. Nawet bardzo, tak iż miałam ochotę się do niego przytulić. Nie zrobiłabym jednak tego aby przez moją nieostrożność nie spaść ze schodów, a co gorsza jego z nich nie zwalić. Byłam nieostrożna, ciapowata i do tego ruda. Codziennie dziwiłam się dlaczego ktoś taki jak on i jego siostra ze mną trzymają. Chociaż znaliśmy się odkąd pamiętam to i tak nurtowało mnie to pytanie.
- To, o której? - zapytał w końcu.
- Chyba jasne, że jak zwykle? - odpowiedziałam pytaniem. - Gdzie zostawiłeś samochód?
- Pod blokiem Zuzki - mruknął tak, że poczułam na rękach gęsią skórką. - Zimno Ci?
Zawiało tak jakoś - bąknęłam i poczułam, że moje policzki przybierają kolor włosów.
Pąsowiałam nawet przy głupim jego powitaniu. Któregoś razu zauważyła to Felicja i przez cały tydzień robiła aluzje typu: " Mati, ty już lepiej nic nie mów, bo wszystkie dziewczyny się zawstydzą" albo "Ania słodko się rumieni, prawda braciszku?" I wtedy zawsze czerwieniałam jeszcze bardziej.
- Ty naprawdę słodko się rumienisz - stwierdził Mateusz przyglądając się mojej twarzy. - Wiesz, tak się zastanawiam.
Zatrzymał się na chwilę i nawet na moment nie puszczał mojej ręki. Przyglądałam się jego twarzy, lecz nie potrafiłam nic wyczytać. Jednak to co miał mi do powiedzenia musiało bardzo go nurtować.
- Zaczęłaś się z kimś spotykać w czasie wakacji? - zapytał jakby szukał alternatywnego wyjścia do właściwego pytania.
- Co? Skąd Ci to przyszło do głowy?
Naprawdę nie wiedziałam do czego dąrzy.
- Widziałem Cię z Tomkiem w parku koło szkoły... Z nim się spotykasz? - mówił trochę jakby spanikowanym głosem.
- Nie. Z resztą nawet gdyby to jakie to ma znaczenie? - Wzruszyłam ramionami.
O co mu chodziło? Mam mu się spowiadać z moich wakacyjnych spotkań? Nic nie rozumiałam.
Mateusz jakby odetchnął z ulgą.
- Cokolwiek by się działo nie spotykaj się z nim - poprosił. - To nie jest odpowiedni chłopak dla ciebie. Nie zasługuje na ciebie.
Gadał od rzeczy. Myślałam, że picie przed imprezą razem ustawiamy. No i to on prowadził. Chyba.
- A niby kim ty jesteś? Moim aniołem stróżem? Daruj sobie! - warknęłam o dziwo bardziej zła na siebie niż na niego. - Oboje wiemy, że gdyby ktokolwiek był mną zainteresowany to tylko po to aby zbliżyć się do Felicji... Chodźmy już.
Pociągnęłam go w stronę drzwi, ale ani drgnął.
- Ja jestem całe życie blisko Felicji - powiedział kiedy odwróciłam się w jego stronę.
Nie bardzo docierało to co właśnie mi próbował przekazać.
- Anka! Mati! Wessało was tam? - usłyszeliśmy wołanie zniecierpliwionej Felicji.
Nic nie mówiąc znów skierowałam się do wyjśxia. Tym razen nie stawiał oporu. Nawet przejął inicjatywę i mnie prowadził. Nie wiem czemu nadal trzymaliśmy się za ręce.
Coś nas do siebie ciągnęło.
- Chcecie się czymś pochwalić? - zapytała Fela drwiąco wskazując na nasze splecione dłonie.
Szybko pusciliśmy dłonie speszeni.
Powitałam Zuzkę i Felę cmokiem w policzek, a do Dema się przytuliłam. Demetrii zawsze na powitanie przytulał dziewczyny. Twierdził, że dziewczyny lubią być przytulane.
W piątkę przyjaźniliśmy się od dziecka. Nasze matki się przyjaźniły, więc chcąc nie chcąc między nami także zrodziła się przyjaźń.
Wzięłam Zuzkę za rękę. Fela i Mateusz szli dwa metry za nami, a Dem obok nas. Tak szliśmy na przystanek.
Mateusz nie odezwał się już do mnie ani słowem. Gadał tylko o czymś z Felą.
- Dziewczyny, napijecie się? - zapytał Dem wyciągając z plecaka pół litrową butelkę po wodzie.
Zuza bez wachania wzięła butelkę. Trzeba było ją pilnować. Miała słabą głowę.
- To nie woda, prawda? - upewniłam się mimo iż wiedziałam.
Zuza pokręciła przecząco głową. Wzięłam od niej butelkę. Od razu dotarł pod mój nos mocny zapach etanolu. Wódka. Chłopcy konkretnie podchodzili do tematu. Napiłam się małego łyka. Zamjnęłam oczy, tak na mnie podziałało. To jest mocniejsze od wódki. Dem znów zajradł się do piwniczki dziadków i gwizdnął butelkę bimbru. Napiłam się jeszcze trochę po czym oddałam butelkę  Zuzce.
- Za cztery minuty będzie - oznajmiła Felicja czytając rozkład jazdy gdy dotarliśmy na przystanek tramwajowy.
Razem z Zuzą usiadłyśmy na ławce. Jej neonowo-pomarańczowa minispódniczka ukazała jej szczupłe opalone uda. Wakacje na Mazurach się przydały.
Na przystanku byliśmy tylko my, więc Dem wyciągnął paczkę Malboro i wyjął jednego papierosa.
Czując dym z jego papierosa zapragnęłam zapalić. Teraz potrzebowałam tytoniu jak tlenu.
- Pojarasz mi? - zapytałam kumpla.
- Jasne - powiedział wręczając mi papierosa.
Zaciągnęłam się czując na sobie świdrujący mnie wzrok Mateusza. Patrząc mu w oczy teatralnie wypuściłam dym papierosowy z ust. Oddałam fajkę Demetriemu.
- Daj mi też bucha - poprosiła Felicja.
Mateusz zagryzał zęby, ale nic nie mógł poradzić na nasze zachowanie. Sam też palił więc nawet gdyby gadał to nic mu do tego.
Zuzka siedząc obok mnie nadal piła wódkę. Opróżniła już połowę butelki. Wyciągnęłam rękę po butelkę. Dała mi dopiero kiedy po raz kolejny się napiła.
- Nie wypijcie mi wszystkiego - powiedziała Fela śmiejąc się. - Alkusy moje.
Napiłam się po czym wymieniłam się z nią na szlugę. Zaciągnęłam się po czym rzuciłam peta na chodnik i zdepnęłam.
- Czemu nie dopalasz do końca? - spytał  Demetrii.
- Pomarańczowa strefa dla szefa - zawołałyśmy wszystkie jednocześnie.
Felicja wyrzuciła pustą butelkę do kosza na publiczne odpadki.
Gdy podjechał tramwaj wsiedliśmy do drugiego wagonu. Dziewczyny zajęły dwa przedostatnie krzesła po lewej, a Mateusz usiadł na jednym pojedyńczym za nimi. Niewiele myśląc usiadłam mu na kolanach.
- Nie wyobrażaj sobie za dużo - mruknęłam przez zaciśnięte zęby.
- Za późno - zamruczał mi do ucha i przesunął dłonią w górę mojego uda.
Pacnęłam go w rękę i przestał.
Jednak po chwili wzięłam jego dłoń i sama położyłam sobie na nodze.
Prawie niewidocznie przesuwał opuszkami palców po mojej skórze nie patrząc w moją stronę. Rozmawiał tylko z Demem siedzącym podrugiej stronie jaki to towar przyjdzie do szkoły.
- Fela - zwróciłam się do przyjaciółki. - Podobno przyjdą chłopaki z dwudziestki i dwa siedem. Wiesz jakie to ciacha.
- Mmm... Będzie w czym wybierać - zgodziła się. - Może w końcu coś konkretnego będzie.
Zuza odwróciła się w naszą stronę 
- W małolatach będziecie przebierać? - zapytała z niedowierzaniem w głosie. - Mało to chłopaków z naszego rocznika?
- Nie jest ich mało, ale brakuje fajnych - powiedziałam z udawanym żalem.
Poczułam jak dłoń Mateusza zastyga nad moją nogą. W ogóle cały się spiął.
- Z resztą, Zuziu, to takie czasy. Może nasz przyszły mąż jeszcze się nie urodził albo właśnie kończy pół wieku - wtrąciła energicznie Felicja. - W każdym razie nie tylko małolaty przyjdą. W naszej klasie pojawią się dwie nowe osoby. Wiem tyle, że to rodzeństwo. Może jakichś dwóch fajnych chłopaków. 
Westchnęłyśmy rozmarzone.
Mateusz jeszcze bardziej się spiął.
Powoli zaczynałam rozumieć co próbował mi powiedzieć. Jednak nie byłam w stu procentach pewna.
Splotłam palce z jego palcami aby go choć trochę uspokoić. Dem spojrzał to na mnie to na Mateusza i na nasze dłonie splecione dłonie po czym znów na nas.
- W coś ten...? - zapytał.
Mateusz chyba się zarumienił, bo poczułam jego ciepły policzek na ramieniu.
- Być może - odparłam.
Od razu się rozluźnił. Czyli o to mu chodziło. Zabiję Felicję. Powiedziała mu, że bujam się w nim od pierwszej gimby. Będę musiała z nią pogadać jak już dojedziemy do Błażeja na imprezę.
Kiedy dotarliśmy na pętlę tramwajową przeszliśmy przeszliśmy na przystanek autobusowy. Lepiej było poruszać się komunikacją miejską. Nie musieliśmy następnego dnia po imprezie wracać po samochód.
Piętnaście minut później dotarliśmy do domu braci Żabińskich. Było ich siedmiu. Trzech chodziło jeszcze do liceum, a pozostała czwórka studiowała. Mięli jeszcze młodszą siostrę Natalię, która przyjaźniła się z moją siostrą Elizą.
Chłopaki z drużyny Mateusza nieśli beczkę z piwem.
- Kroi się gruba biba! - zawołał Dem witając się z kolegami.
Pociągnęłam Felicję do toalety na parterze. Upewniłam się, że Mateusz nas nie widział. Zamknęłam drzwi na zasówę.
- Co ty do cholery sobie wyobrażasz? - zapytałam ją przyjmując pozycję obronną. - Będziesz mnie swatać z własnym bratem? Myślał, że się przyjaźnimy.
Felicja zamknęła klapę od sedesu i usiadła na nim.
- Nic mu nie powiedziałam, przysięgam - powiedziała spokojnie. - Od dawna wiedziałam o tym... Tym wszystkim. Nie chciałam was swatać, a raczej chciałam abyscie sami ogarnęli, że coś między nami jest.
- Zaraz, zaraz. On tak sam z siebid? - zapytałam zdezorientowana. - Ale kiedy? Jak?
- Idiotko, jesteś ładna i mądra. Taki pakiet rzadko się zdarza - odpatła blondynka. - Spójrz tylko na Kamilę Miszczak. Ona jest tylko ładna. Chłopaki ciągną do niej jak ćmy do ognia, bo liczą na pierwszą inicjację. A przy nas mogą liczyć na coś więcej. Mateusz też się w tobie zakochał. Pogódz się z tym albo przysięgam, że zabawię się w swatkę.
Odetchnęłam z ulgą. Podobam mu się. Zakochał się we mnie.
- Idę mu powiedzieć - oznajmiłam.
Wyszłam z łazienki zostawiając Felicję.
Impreza była w ogrodzie, więc szybko wszłam z domu. Kiedy znalazłam się na powietrzu zobaczyłam, że chłopaki świetnie się bawią. Skakali z trampoliny do basenu.
- Aaa! Zaraz zginę! - zawołał Błażej Żabiński. Odbił się od trampoliny i z głośnym pluskiem wylądował w wodzie.
Za nim był Mateusz. Zdjął koszulkę i rzucił ją pod tuję. Wtedy mnie zauważył.
- Aniu, jak przeżyję to kupię Ci psa! - zawołał.
Naigrywanie się ze śmierci. Też mi zabawa. Basen i tak miał dwa metry głębokości, ale można było sobie w nim zrobić krzywdę.
- A spróbuj złamać sobie kark to osobiście Cię dobiję - odpowiedziałam krzyżując ręce na piersi.
- O, Aniu! Ranisz moje serce! - zawołał i udając, że wbija sobie sztylet w klatkę piersiową specjalnie się podknął i wpadł do wody.
Z mojej piersi wyrwał się krzyk przerażenia.
Przez kilka koszmarnie długich sekund nie wypływał po czym wyszedł z wody jak gdyby nigdy nic. Wszyscy zaczęli wiwatować i klaskać. Z czego tu się cieszyć? Te durne niedojrzałe popisy grożą kalectwem, a nawet śmiercią. Zwlaszcza po alkoholu.
- Taki zadowolony jesteś z siebie? - zapytałam kiedy do mnie podszedł. - Takie wygłupy grożą kalectem.
- Ale nic mi nie jest - odparł szczerząc się jak przygłup.
Wzniosłam oczy ku niebu.
- Taki stary, a taki głupi...
- Ach, zamknij się, kobieto! - powiedział.
- Że co proszę? Kazałeś mi się zamknąć? - pytałam urażona.
Mateusz pokręcił głową w niedowierzaniu.
- No, kurwa, co za baba! - zawołał chłopak. - Chodź tu.
Nie czekając na moją odpowiedz wziął mnie w ramiona i gorąco pocałował. Moczył moje ubranie zimną wodą. Z jego włosów skapywały jej krople na moje policzki. Całował nieziemsko, a dookoła nas znów rozległy się aprobujące gwizdy.




_______________
Hej. Przepraszam, że tak długo musieliście czekać na rozdział. Długo zbierałam się aby publikować to opowiadanie ponieważ ma niektóre wątki z mojego życia. W pierwszym rozdziale jeszcze ich nie ma, ale mam nadzieje, że się podoba. Błędów nie powinno być ponieważ 3/4 miało korektę. Bardzo zrobiłoby mi się miło gdybyście wyrazili swoje zdanie na temat tego rozdziału. Wiem, nie nawiązuje od jeszcze do tytułu opowiadania, ale wkrótce tak się stanie.
Mam nadzieje, że następny rozdział pojawi się znacznie szybciej :D

niedziela, 30 sierpnia 2015

Siemanko!

Chciałabym zaprosić na opowiadanie, które nie jest fanfiction co może być mylące z uwagi na dobór obsady. To opowiadanie nie jest też tłumaczeniem. Jest absolutnie moim opowiadaniem. Więc jeśli ktoś pokusiłby się aby kopiować treść przysługuje mi data wypuszczenia pierwszego posta. W tym wypadku drugiego, bo pierwszy to ten. Mam nadzieje, że spodoba wam się to opowiadanie i będziecie mnie motywować do dalszego pisania. Dziękuję Sandrze, admince z ask.fm o Troian Bellisairo za tytuł tego opowiadania. Mam nadzieje, że wam też się on podoba. Opowiadanie jest otwarte więc możecie dorzucać kolejnych bohaterów, a ja będę dalej kontynuować opowiadanie dodając wybrane propozycje.

Dziękuje x.x